Dzisiaj czas na chyba ostatni post w tym roku - pisany między wykańczaniem mojej najnowszej sukienki (dzienna z lat 1860 --> mniam!), robieniem list rzeczy potrzebnych przed nadchodzącym sezonem i kosmetycznymi poprawkami na blogu :3
Wiem, że większość z Was pewnie hucznie obchodzi Sylwestra i wybiera się na jakąś imprezę lub spędza ten czas z przyjaciółmi. Ja nie przepadam za tym świętem, dlatego zawsze staram się po prostu jakoś je przetrwać. Dla tych z Was, którzy mają podobnie lub po prostu z jakiegoś powodu zostają w tę noc w domu z laptopem i kubkiem gorącej herbaty mam na dzisiaj trzy filmy (właściwie to film i dwa seriale) osadzone w epoce napoleońskiej, dzięki którym czas do północy nie będzie się dłużył.
![]() |
źródło obrazka |
Wojna i Pokój to jedna z moich ulubionych książek. Długi post pochwalny o niej pojawił się na blogu jakiś czas temu (tutaj), więc o niej samej nie będę już pisać. Co do miniserialu z 2007 roku, wielu uważa go za słaby. Gromy spadają nie tylko ze strony wyznawców Tołstoja, lecz także rekonstruktorów, którym niemiłe są mundury użyte w filmie oraz zbyt mała ilość scen batalistycznych. Co do pierwszego, bardzo trudno jest przenieść wszystkie wątki zawarte na prawie 2000 stron na ekran, mając do dyspozycji zaledwie 4 godziny. Owszem, lepiej byłoby, gdyby serial miał tych godzin 40 i trwał kilka sezonów (o tym marzę), ale skoro tak się nie stało, należy cieszyć się tym, co jest, tym bardziej, że scenarzyści całkiem nieźle poradzili sobie z tym fabularnym ogromem. Dodatkowym plusem jest zmiana zakończenia, którego w powieści nie mogłam strawić ;)
Co do mundurów i ogólnie strojów w filmie, to dla kogoś, kto nie czytał żadnego regulaminu wojskowego z epoki i nie studiował wojskowych rycin, ale ma rozeznanie w modzie cywilnej czasów napoleońskich, stroje w filmie są ok. Nie zauważyłam żadnych rażących błędów (brak sznurówek pod niektórymi sukniami i haute couture hrabiny Bezuchow przemilczmy) - w końcu to tylko kostiumy filmowe i należy o tym pamiętać ;) Serial jest bardzo przyjemny dla oka i to nie tylko ze względu na piękne wnętrza (to uczucie, gdy poznajesz, że za posiadłość Pierre`a robi Peterhof :D ), żywe barwy i muzykę, lecz także całą galerię przystojniaczków. Po tym serialu me serce zabiło żywiej dla księcia Andrzeja i Pierre`a (bo w książce to wiadomka, że biło tylko dla młodego Rostowa :P ).
Szczerze polecam ten serial wszystkim, którzy nie oczekują wiernego przeniesienia książki na ekran i chcą po prostu miło spędzić 4 godziny :)
![]() |
źródło obrazka |
Linie Wellingtona poleciła mi Marylou jeszcze przed naszym wyjazdem na Waterloo. Rozpaczliwie szukałam wtedy czegoś, co by się nadało do oglądania, ale wszystkie filmy w tej tematyce były już albo obejrzane, albo mocno trąciły myszką, a ja chciałam coś nowego. Ten film jest nowy i wizualnie bardzo ładny (znów dużo przystojniaczków, od siebie polecam marszałka Massenę :3 ), choć ilość poruszanych wątków i bohaterów chyba trochę przytłoczyła jego twórców. Oglądając, kilka razy trochę się pogubiłam i miałam wrażenie, że nie ma płynności między poszczególnymi wątkami, niemniej jednak wojna w Hiszpanii to temat, który lubię (--> dużo Anglików), więc zobaczyłam film do końca i ostatecznie mogę go Wam polecić. Jest tam dużo scen życia obozowego, towarzyszymy cały czas przemieszczającemu się wojsku i podążającym za nim cywilom, poznając przy okazji historie, które ukrywają poszczególni bohaterowie. Jest też mroczny Wellington, grany przez Johna Malkovicha i jego kulinarny vlog ;) Om nom nom
![]() |
źródło obrazka |
Na koniec ogólnie znany Sharpe. Zabierałam się do niego kilka razy, ale najpierw przytłoczyła mnie ilość (14 półtoragodzinnych odcinków), a potem... Jak już przyszło co do czego, uwielbiany przez reko żołnierzaki serial dla mnie okazał się (powiedzmy to:) nie najlepszy. Co prawda możliwość podążania śladami wojskowej kariery i przygód przystojnego Sharpe`a sama w sobie jest już wystarczającym powodem, by te 14 odcinków obejrzeć, ale po drodze natrafimy na mnóstwo zniechęcających przeszkód. Po pierwsze: fabuła. Niektóre wątki są bardzo fajne, ale niektóre nie mają z wojnami napoleońskimi wiele wspólnego (potomkowie starożytnych Majów w Hiszpanii i magia? Serio?), co jest bardzo irytujące przy świadomości, ile porywających scen można by stworzyć, wykorzystując historię zamiast fantazjowania. Ale to jeszcze można przebaczyć, bo serial jest adaptacją serii książek. Natomiast nie do wybaczenia są stroje kobiet w tym filmie. Brak gorsetów, fet wylewający się zza paska, niechlujne fryzury (warkocze, rozpuszczone włosy...), byle jakie zdobienia... Za każdym razem, gdy na ekranie pojawiała się tak ubrana kobieta, gdzieś na rekonstrukcji bitwy jeden karabin spalał na panewce ;)
Lecz cóż, zawsze, zawsze, gdy miałam już dość i chciałam wyłączyć ten serial, z oddali wyłaniała się przystojna sylwetka Seana Beana w zielonym mundurze 95th Rifles i północny, brytyjski akcent skutecznie zmieniał moje zamiary ;)
![]() |
Nie mam dodatkowego obrazka, więc wklejam Massenę z kurczakiem ;) /źródło |
Na dzisiaj to by było na tyle, napiszcie koniecznie, czy widziałyście któryś z tych filmów i co (historycznego) planujecie robić w ostatnie dni roku!
Tymczasem wracam do szycia i do zobaczenia w 2016 :)
Tymczasem wracam do szycia i do zobaczenia w 2016 :)