Quantcast
Channel: Buduar Porcelany
Viewing all articles
Browse latest Browse all 105

Białe żagle Bałtyku / Baltic Sail 2015

$
0
0
To miała być szalona podróż. Ledwie dwa tygodnie po Waterloo miałam znaleźć się w osiemnastowiecznym porcie i spędzić tam dwa dni z Garnizonami - Gdańskim, Częstochowskim oraz Orła Białego. W planie były dwie nocne podróże w czasie, trzecia noc w jednym z namiotów w obozie i powrót w poniedziałek rano - wprost do pracy.




Zanim w trójkę wraz z Magdą i Mary znalazłyśmy się w osiemnastowiecznym Gdańsku, reszta była już tam od dwóch dni - wszak Baltic Sail rozpoczął się w czwartek, gdy wiele z nas musiało jeszcze zmagać się z różnymi niezbyt ciekawymi aspektami XXI wieku, jak na przykład praca ;) Idąc brzegiem morza w stronę obozowiska natknęłyśmy się na kilka znanych postaci - żołnierze w luźnym szyku szli dokądś, ale nie poznali nas zza ogromnych ilości rzeczy, które taszczyłyśmy ze sobą.

Pogoda była niemiłosierna, żar lał się z nieba, ale przyjemna morska bryza rekompensowała trochę temperaturę i brak cienia. Szybko przywitałyśmy się ze znajomymi z Garnizonów, rozłożyłyśmy się w obozie i zabrałyśmy za przebieranie, by zwyczajem Krynoliny zmitrężyć tak ładną godzinkę, gdy okazało się, że mamy na to ledwie kwadrans (!!!), bo za chwilę odpływa statek, na którego pokładzie powinnyśmy się znaleźć. Magda zebrała się najszybciej i poszła z Garnizonem, podczas gdy my z Mary jeszcze się przebierałyśmy. Ze względu na życie w XXI wieku niespodziewanie straciłam weekend, w który miałam przygotować strój odpowiedni na gorący dzień w obozie. Miałam co prawda w planach awaryjny ubiór "na mleczarkę" (wzorem szwedzkiej rekonstruktorki Isis), ale ponieważ nikt nie opuszczał obozu "ino w sznurówce", Ala rzuciła mi tylko swoje caraco i czepek do założenia. Dopasowałam je jako tako szpilkami i mimo, iż wyglądałam w nim na dwa razy taką, jak jestem (wzorzyste indienne raczej mi nie służy ;) ), ruszyłyśmy czym prędzej w miasto.

Mleczarka! :D
Nasz statek odpłynął. Poszłyśmy więc ochłodzić się w jednej z bram, gdy wtem pod Żurawiem zostałyśmy napadnięte! Nim niejaki Borg zdołał cokolwiek niecnego uczynić, niedaleko pojawił się patrol Garnizonu i szybko wybawił nas z opresji. Jednocześnie dowódca wskazał nam inny okręt, na którego pokładzie mogłyśmy popłynąć w rejs. Kolejne godziny spędzone ma morzu minęły bardzo szybko. Bliskość szmaragdowej wody, przyjemnie chłodny wiatr, rozpostarte, białe żagle i szanty sprawiły, że poczułam się wolna i spokojna - całą nocną podróż i życie w XXI wieku zostawiając za sobą.

A to napadacz panien Borg ;)

Gdy w końcu znów znalazłyśmy się na lądzie, pognałyśmy natychmiast do obozu, by coś zjeść. W jednym z namiotów czekało porozstawiane na stole jadło, w wielkim kotle na ognisku bulgotała strawa, a żołnierze dzielili na porcje wielki chleb, szykując się na bitwę morską. Część z nas pomagała szykować patrony, zwijając papier i sypiąc do środka proch, ja jednak tym razem poddałam się innemu zajęciu, czesząc koafiury większej części Krynoliny. Miło było nareszcie uwolnić się z czepka, rozpuścić loki i przywdziać swoją granatową sukienkę. 

Razem z innymi kobietami bitwę obserwowałyśmy z brzegu, przyglądając się uważnie, jak nasi ulubieńcy radzą sobie na morzu. Jak dotąd jeszcze nigdy w życiu nie widziałam bitwy morskiej, toteż potyczka dwóch statków, wymiana ognia, abordaż i inne manewry były nader interesujące. W końcu zwycięzcy i pokonani zeszli na ląd, zostawiając za sobą chmury dymu artyleryjskiego i wiwatujący tłum. My podążyłyśmy za nimi. Zmierzch zapadał szybko, dołożono drew do ogniska i zaczęły się długie rozmowy przy mocnych trunkach oraz tańce. Poznałam wtedy kilka nowych osób, rozmowy i zabawa toczyły się dalej, ja jednak czułam, że mam już coraz mniej sił. W środku nocy uświadomiłam sobie, że nie leżałam w łóżku od 72 godzin (mając za sobą dwie dniówki w pracy, nocne próby szycia, nocny przejazd przez Polskę i dzień w skwarze w osiemnastowiecznym stroju) i właściwie to jestem wykończona. Wczołgałam się więc do namiotu, zwinęłam w kłębek i natychmiast zasnęłam.

Bitwa morska!

Następny dzień obudził mnie znów niewyobrażalnym skwarem, jednak po wyjściu z namiotu okazało się, że na zewnątrz jest bardzo przyjemnie, rześko, ptaszki śpiewają, morze szumi, a niektórzy żołnierze jeszcze nawet nie poszli spać. Weszłam do dużego namiotu, by zdobyć trochę jedzenia i, posiliwszy się spróbowałam sobie przypomnieć tłumaczoną mi w nocy drogę przez uliczki Gdańska do miejsca, w którym można dokonać porannych ablucji. Kilka chwil później dołączyła do mnie Mary i razem udałyśmy się na spacer... w samych koszulach! No cóż, w końcu był niedzielny poranek i wszyscy szanowni obywatele miasta jeszcze spali, albo byli w kościele, a ubrania takie ciężkie przecież, kto by to dźwigał ;)

Cudowny Dom Uphagena <3
Po powrocie okazało się, że wielu naszych przyjaciół wraca już do domu - był to ostatni dzień w XVIII wieku, a my załapałyśmy się ledwie na połowę tej podróży w czasie. Jednak, aby ją trochę przedłużyć, wybrałyśmy się jeszcze na spacer ulicami osiemnastowiecznego, przepięknego Gdańska i odwiedziłyśmy pana Uphagena w jego domu, po którym oprowadzili nas stali mieszkańcy. Wnętrze osiemnastowiecznej, gdańskiej kamienicy po prostu mnie zachwyciło! Wszystko jest tam dopracowane do najmniejszego szczegółu, a w towarzystwie jego mieszkańców (i sama będąc w odpowiednim do okazji stroju) czułam się tam wyjątkowo - tak, jakbym od tej właśnie chwili również i ja mogła tam zamieszkać. Zeszliśmy w dół przejściem dla służby i przez kuchnię - na zewnątrz. Tam chłodziliśmy się chwilę, siedząc na brzegu studni w cieniu drzew - i tam przyszło się nam pożegnać. Jeszcze tylko godzina spędzona w morzu na poławianiu muszelek - i długa, nocna podróż przez Polskę i 250 lat ;)

Czepek ratunkiem dla rozkręconych loków ;)

ENGLISH TEXT SOON ;)


Viewing all articles
Browse latest Browse all 105