![]() |
fot. Katerina Adamusova |
Mam wrażenie, jakby to było więcej, niż tylko jeden dzień. Jeden dzień, a tyle się wydarzyło! Oczywiście jak zwykle wzięłam sobie za punkt honoru uszycie nowej sukienki. Z tym honorem to różnie bywa, ale tym razem udało się. Kilka popołudni, kilka nocy, szycie przez całą podróż w pociągach aż oczy zaczęły odmawiać posłuszeństwa - i jest! Całkiem nowa, dzienna sukienka na podstawie ryciny modowej.
Z sukienką się udało, z podróżą niekoniecznie, bo przez 90 minut opóźnienia pierwszego pociągu istniało ryzyko, że nie zdążę z przesiadkami i nie będę miała gdzie nocować! Szczęściem, w Austerlitz pojawiłam się moment przed północą jako współczesny kopciuszek, by następnego dnia zjawić się na śniadaniu w sztabie... koszmarnie spóźniona! Było rano, a ja jeszcze chyba nigdy wcześniej nie ubierałam i nie czesałam się tak szybko! Martwiłam się spóźnieniem, ale na szczęście nikt się o nie nie obraził, ale ulga! :)
![]() |
fot. Rysavy Ivo |
Czas śniadania minął szybciutko i wszyscy poszli szykować się do oficjalnej części dnia, którą było przedstawienie u dworu syna Napoleona - Orlątka i ogłoszenie go Królem Rzymu. Uprzedzę pytania: tak, dziecko jest prawdziwe :D Co więcej, jest to... dziewczynka - córeczka cesarzowej, także wiecie: Król Rzymu była kobietą! :D
![]() |
fot. Mme Chantberry |
![]() |
fot. Rysavy Ivo |
![]() |
fot. Rysavy Ivo |
Życie obozowe toczyło się jak zazwyczaj - żołnierze skręcali ładunki lub rąbali drewno z powalonego burzą drzewa, by wzmocnić ogień pod żeliwnym kotłem, w którym markietanki gotowały strawę. Tymczasem w innych kotłach i w innej kuchni gotowała się już strawa dla dworu...
![]() |
fot. Katerina Adamusova |
![]() |
fot. Rysavy Ivo |
![]() |
fot. Rysavy Ivo |
![]() |
fot. Rysavy Ivo |
Około południa urządzono piknik w zamkowych ogrodach, a niedługo później wydano bitwę na polach poniżej zamku. Cały ten czas spędziłam na rozmowach, włóczeniu się to tu, to tam i poznawaniu nowych osób, oraz oczywiście przyglądaniu się pięknym strojom i dodatkom!
Na każdą z aktywności tego dnia trzeba było zaplanować odpowiedni ubiór. Cesarzowa zmieniała stroje za każdym razem i za każdym razem była ze wszystkim na czas, za co po prostu ją podziwiam! Co do mnie, to zaplanowałam 3 zmiany, przy czym większość czasu chciałam spędzić w tej fioletowej z welonem, no bo była nowa, to wiadomo - chciałam ją sobie trochę ponosić ;)
Na każdą z aktywności tego dnia trzeba było zaplanować odpowiedni ubiór. Cesarzowa zmieniała stroje za każdym razem i za każdym razem była ze wszystkim na czas, za co po prostu ją podziwiam! Co do mnie, to zaplanowałam 3 zmiany, przy czym większość czasu chciałam spędzić w tej fioletowej z welonem, no bo była nowa, to wiadomo - chciałam ją sobie trochę ponosić ;)
![]() |
fot. Rysavy Ivo |
![]() |
fot. Rysavy Ivo |
Natomiast na oficjalny obiad w zamku zaplanowałam moją sukienkę z Florencji z morową szarfą i pełnym garniturem empirowej biżuterii (Tak, wiem, że jeszcze nie napisałam ani słówka o niesamowitej Florencji, ale bardzo długo czekaliśmy na zdjęcia, a jak się już pojawiły, pojawił się również totalny brak czasu! Aktualnie mam połowę posta po angielsku i obiecuję do jesieni narobić wszystko! Tak samo, jak dokładny post o tym parurze / garniturze biżuterii, czyli skąd go mam, jak go zrobiłam itp., także bądźcie cierpliwi, już wkrótce ze wszystkiego się wyspowiadam!)
Dwa dania i deser ledwie się zmieściły w gorsecie w taki upał, ale to nic w porównaniu do walki o pilnowanie etykiety! Ciężko, oj ciężko to idzie, jak się ma wpojone współczesne zasady, a w domu nie przestrzega się żadnych :D Podsumowując, złote zasady każdego Polaka: jedz, bo doma nie byńdzie i mięsko zjedz, ziemniaki zostaw, to wiecie... lepiej zostawić w latach 2010. xD
Dwa dania i deser ledwie się zmieściły w gorsecie w taki upał, ale to nic w porównaniu do walki o pilnowanie etykiety! Ciężko, oj ciężko to idzie, jak się ma wpojone współczesne zasady, a w domu nie przestrzega się żadnych :D Podsumowując, złote zasady każdego Polaka: jedz, bo doma nie byńdzie i mięsko zjedz, ziemniaki zostaw, to wiecie... lepiej zostawić w latach 2010. xD
![]() |
fot. Pav Lucistnik |
![]() |
fot. Rysavy Ivo |
![]() |
fot. Rysavy Ivo |
A po balu żołnierze zapraszali mnie do obozu - skradli nawet dywan i meble cesarzowej w tym celu, co było trochę śmieszne, trochę straszne! Na szczęście potem, jak o nie zapytałam, powiedzieli, że je oddali i przy tej wersji wydarzeń zostańmy :P
Ja oczywiście musiałam znów lecieć do domu na przebranie, bo w obozie bardzo łatwo o plamy, a jedwabna sukienka nie jest do prania, więc nie było innego wyboru jak tylko ją zmienić.
![]() |
Dywanowy złodziejaszek na gorącym uczynku / fot. Urszula Nowak |
![]() |
Balowy selfiak / fot. Urszula Nowak |
Na właściwe miejsce zaprowadził mnie śpiew dochodzący z jednego z ognisk rozsianych między namiotami w ciemności. Reszta żołnierzy siedziała zgrupowana przy stole wraz z jednym czeskim Rakuszakiem, który przyszedł jak ja z ciemności ogrzać się przy ogniu i poopowiadać historie przy piwie. A ponieważ czeski i polski są podobne, ale nie do końca, z obecności nowego znajomego wynikło tyle śmiesznych sytuacji i nieporozumień, że nie pamiętam już kiedy śmiałam się tak bardzo!
Wkrótce zaczęła mnie ogarniać senność i był to dobry czas, by wczołgać się do namio... zaraz, przecież jakiś kwadrans drogi stąd mam mój domek, łóżko i łazienkę! Było niedaleko północy, gdy wraz z małą grupką oddaliliśmy się od obozu, by poszukać koni i wznieść za nie toast - za nie, za kawalerię i zwycięstwa. Kroczące w ciemności, cieniste rumaki zdawały się mieć zupełnie wygwizdane na nasze grzeczności, zostawiliśmy je więc w spokoju i tak, pod żołnierską ochroną trafiłam w końcu pod mój przyjazny dach, praktycznie padłam na łóżko i nawet nie wiem, kiedy skończyła się noc, niosąc kolejny dzień - dzień powrotu do XXI wieku i straszliwą migrenę, ale to już inna historia... ;)
Wkrótce zaczęła mnie ogarniać senność i był to dobry czas, by wczołgać się do namio... zaraz, przecież jakiś kwadrans drogi stąd mam mój domek, łóżko i łazienkę! Było niedaleko północy, gdy wraz z małą grupką oddaliliśmy się od obozu, by poszukać koni i wznieść za nie toast - za nie, za kawalerię i zwycięstwa. Kroczące w ciemności, cieniste rumaki zdawały się mieć zupełnie wygwizdane na nasze grzeczności, zostawiliśmy je więc w spokoju i tak, pod żołnierską ochroną trafiłam w końcu pod mój przyjazny dach, praktycznie padłam na łóżko i nawet nie wiem, kiedy skończyła się noc, niosąc kolejny dzień - dzień powrotu do XXI wieku i straszliwą migrenę, ale to już inna historia... ;)
![]() |
fot. Mme Chantberry |